niedziela, 9 listopada 2014

Reaktywacja: aktualizacja listopad. Podcięcie + płukanka z L-cysteiny.

Cześć :).
Nie było mnie tutaj bardzo dawno, właściwie zastanawiałam się nad usunięciem bloga. Ostatnie wydarzenia zachęciły mnie jednak do powrotu tutaj.
Po pierwsze na trzecim roku mam już odrobinę więcej luzu, a co za tym idzie więcej czasu dla siebie. Po drugie ostatnio moje włosy trochę się zmieniły i mam ochotę o tym tutaj napisać. Po trzecie na zajęciach z grafiki projektuję logo dla bloga i skoro już je będę miała, to po prostu źle bym sie czuła robiąc je na marne ;).

Przełom nastąpił kiedy zaprzestałam używania szamponów Alterry. Żałuję, że kiedykolwiek po nie sięgnęłam. To nie są szampony dla mojego typu włosów: suchych. Alkohol tak źle na nie wpływał, że nawet najbogatsze maski nie były w stanie im pomóc. Przez długi czas byłam pogodzona z tym, że moje włosy zawsze będą się niemiłosiernie puszyły.
Jakoś w połowie września zakupiłam szampon Babuszki Agafii na cedrowym propolisie. Powoli zaczęłam widzieć różnicę - włosy były dużo bardziej nawilżone, łatwiej się rozczesywały, zaczęłam zużywać dużo mniej odzywek i masek - wystarczyła odrobina. 
Z czasem było coraz lepiej - włosy przestały się puszyć, o olejowaniu prawie zapomniałam, bo dodatkowe obciążenie włosów było wręcz zbędne - bez tego zaczęły być smętne i oklapnięte... Moje włosy, których nic nigdy nie mogło obciążyć?!

Wyglądały coraz gorzej, więc dokładnie je oczyściłam szamponem z SLS. Byłam w szoku kiedy po tym zabiegu włosy nie zrobiły się ponownie suche, szorstkie i nie do rozczesania. Właściwie oczyszczenie niewiele pomogło i wtedy... wtedy pierwszy raz w historii moich włosów stwierdziłam, że moje włosy potrzebują protein.
Nie oznacza to, że wcześniej ich nie używałam. Tak, co jakiś czas dodawałam je do "włosowej diety", ale bardzo ostrożnie najpierw długie olejowanie, później proteiny koniecznie ze sporą porcją nawilżaczy. A i tak często włosy były po tym spuszone. Moje włosy nie lubiły protein.

Więc właśnie wtedy (czyli jakieś 2 tygodnie temu) nie mając "przy sobie" żadnych protein (nowe mieszkanie) zakupiłam żelatynę i zalaminowałam włosy. Efekt przerósł moje oczekiwania. Pierwszy raz po proteinach włosy się nie zbuntowały. Były wciąż gładkie i nawilżone, a przy tym lekkie, puszyste i "żywe".
Jeszcze lepsze efekty uzyskałam po dodaniu do odzywki jogurtu naturalnego.
Jakoś w tym samym czasie podjęłam decyzję o podcięciu włosów i to był kolejny strzał w dziesiątkę. Pozbyłam się smętnych, przerzedzonych końców, które wyglądały źle, ale przez długi czas nie chciałam ich obciąż "bo przecież zapuszczam, nie zetnę aż tyle". Tylko zapomniałam o tym, że dobre samopoczucie jest ważniejsze od wymarzonej długości, która wygląda po prostu źle.

Dzisiaj rano pierwszy raz użyłam płukanki z L-cysteiną. Wcześniej bardzo bałam się jej użyć, dzisiaj jestem z niej bardzo zadowolona :).



Dla porównania zdjęcie sprzed podcięcia (początek października). Przepraszam, że ucięte, ale wtedy nie robiłam zdjęć z myślą o blogu:


Jeśli chodzi o wypadanie to przez kilka miesięcy wypadało naprawdę niewiele włosów. Myślę, że to dzięki olejkowi łopianowemu Green Pharmacy ze skrzypem, który wcieram 1-2 razy w tygodniu. Dzisiaj w prysznicu zostało wyjątkowo dużo włosów, mam nadzieję, że nie oznacza to jesiennego wypadania :(.
Obwód kucyka urósł: z 6,8 do 7,5 cm.