Cześć :)
Kolejny wyjazd znowu trochę wybił mnie z rytmu dlatego wpisy pojawiały się rzadziej. Włosy na wczasach prezentowały się tak:
Niestety rozczesane fale nie prezentowały się zbyt dobrze (a po jazdach czułam potrzebę ich rozczesania) dlatego przez resztę dni jeździłam w warkoczu, dzięki czemu włosy były również mniej narażone na zniszczenia.
Wróćmy jednak do tematu mojego postu, czyli recenzji olejku, którego ostatnio używałam:
Opakowanie: typowa biała plastikowa buteleczka z zsk. Widać
ile produktu pozostało w środku i bez problemu możemy nabrać pożądaną ilość –
dozownik wyposażony jest w kroplomierz.
Zapach: delikatny, olejowy, całkiem przyjemny jak na oleje.
Nie wywołuje przykrych wrażeń w czasie użytkowanie.
Działanie: kiedy jakieś 2 lata temu byłam zachwycona
działaniem olejku Alterry pomarańcza i brzoza byłam przekonana, że olej sojowy
mi służy, ponieważ figuruje na pierwszym miejscu w jego składzie. Z tym samym
przekonaniem bez wahania sięgnęłam po olejek BDFM oraz po oliwkę Palmers oraz
zakupiłam czysty olej sojowy przy zamówieniu na zsk. Niestety, okazało się, że
olej sojowy moim włosom kompletnie nie służy… Jak wiecie BDFM używany na
dłuższą metę niesamowicie wysuszył mi włosy. Podobny efekt dawał czysty olejek
sojowy. Kiedy olejowałam włosy przed myciem nie było jeszcze tak źle – włosy nawilżały
później odżywki i maski. Jednak dodawany do produktów używanych po myciu
wywoływał tragedię: spuszone włosy, których niczym nie mogłam ujarzmić. O dziwo
podobny efekt dawało nawet kilka kropel dodawanych na wilgotne lub już suche
włosy po myciu: przez kilka chwil włosy były dociążone (a właściwie oblepione,
bo olej jest do tego zbyt ciężki), żeby po chwili puszyć się jeszcze bardziej
niż przed zastosowaniem…
Wydajność: jak większość olei – bardzo wydajny. Zdziwiłam
się, że taka mała buteleczka wystarczyła mi na dokładne przetestowanie
produktu. Nie mogłam się wręcz doczekać kiedy się skończy. Kilka albo kilkanaście
razy olejowałam nim włosy przed myciem, kilka razy dodałam sporą ilość do
odżywki lub maski, stosowałam na twarz (też bez szału), na włosy po myciu, do
kremu do stóp…
Cena i dostępność: szczerze mówiąc nie udało mi się z nim
spotkać na spożywczych półkach. Warto jednak kupić najpierw małe opakowanie w
internecie w sklepach z mazidłami. Mój olej kupiłam w zsk za 5,20/30ml.
Podsumowanie: cieszę się, że w końcu doszłam do tego, żeby w
produktach do włosów unikać tego składnika. Na pewno nigdy do niego nie wrócę
;).
A jakie Wy macie doświadczenia z tym olejem?
Nie miałam, ale myślę, że też nie sprawdziłby się na moich włosach.
OdpowiedzUsuńtego nie miałam tłuścioszka, myślę że jak na włosy by się nie sprawdził to na nóżki bym go zużyła:D
OdpowiedzUsuńNigdy go nie stosowałam i szkoda że się nie sprawdził
OdpowiedzUsuńnigdy nie miałam, ciekawy jak dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńOj jeździsz konno. Swego czasu miałam hopla na punkcie koni i jazdy :))))
OdpowiedzUsuńPs. zostaję u ciebie na dłużej :)
O, a dlaczego przestałaś jeździć? Ja miałam dłuższą przerwę, ale wróciłam - brakowało mi tego :>.
UsuńOo widzisz - u mnie też olej sojowy solo nie robił szału :)
OdpowiedzUsuń